W sobotę rano gdy wróciłem do umiłowanej ojczyzny kolejny raz przeżyłem głęboki szok poznawczy. Pisałem – zlikwidowaliśmy muzeum w Poroninie i słynnych „czterech śpiących” na warszawskiej Pradze. Dawna cyryliczna mentalność i sposób działania pozostały albo inaczej – w ostatnich latach znowu odżyły. O co mi tym razem chodzi?
Jako Starszy Pan (Dziadek Leśny, Dziaders…) starałem się perfekcyjnie przygotować do podróży, tak żeby zminimalizować liczbę niespodzianek. Ponieważ czytałem o kolejkach na Okęciu byłem na w zasadzie zupełnie pustym lotnisku trzy godziny przed odlotem. Odprawiłem się zdalnie, kontrola bagażu była bez kolejki, o paszport Covidowy nikt się mnie nie pytał. Spędziłem potem upojne ponad dwie godziny czekając na otwarcie bramki. Mogłem zaobserwować przylot samolotu z Helsinek i pasażerów opuszczających go dokładnie o 11:10. Pamiętam to dokładnie, bo po dwóch godzinach nudy interesowało mnie wszystko…
Mój samolot wylądował o 11:07 i błyskawicznie znalazł się przy rękawie. Potem stało się coś dziwnego – nikogo nie wypuszczano. Jakoś tak po kwadransie pojawił się ustny komunikat, którego większość skutecznie zagłuszyły rozmowy poirytowanych pasażerów. Wychwyciłem tylko conformation lub declaration, electronic, paper version. FinAir ma bardzo prostą pandemiczną procedurę minimalizującą kontakty. Najpierw wchodzą końcowe rzędy. Jak się usadzą wpuszczane są środkowe a na koniec początkowe. Nie było tego sygnału w Warszawie, pasażerowie lekko chaotycznie czyli „kupą mości panowie” zaczęli opuszczać samolot i ku mojemu zdziwieniu część została zawracana. Postanowiłem spróbować szczęścia, może nie zabiją, może wypuszczą…
Na progu przywitał mnie anonimowy funkcjonariusz bezimiennych służb lotniskowych o lekko maślanych oczkach – piętek, piąteczek, piątunio. Miałem przygotowany paszport Covidowy w wersji papierowej i elektronicznej. Funkcjonariusz zapytał – a gdzie KLP? Grzecznie zapytałem – że co? Karta Lokalizacji Podróżnego. Miałem ochotę zrobić twórcza wariację wierszyka Andrzeja Rumiana, który powstał na granicy – zaglądajcie do kufrów i waliz a ja w dupie wywożę socjalizm. Zapytałem a skąd ja miałem niby o tym wiedzieć? Funkcjonariusz odpowiedział – pretensje do Finnair, powinni wydać. Odpowiedziałem, że jestem obywatelem Najjasniejszej Rzeczypospolitej Polskiej z nie Finnair, więc… Wróciłem do samolotu, bo mnie coraz bardziej świerzbiały ręce.
Dokładnie o 11:33 rozpocząłem wypełnianie mitycznego KLP. W tym czasie na pokładzie nie było stewardess bo… szukały na lotnisku tych mitycznych KLP. Gdy wychodziłem rozdawały te karty pasażerom. Pobrałem jedną na pamiątkę – nazywa się passenger self declaration form i pochodzi z… 08.07.2020. Wziąłem głęboki wdech, żeby… Przestały mnie świerzbieć ręce. Jeszcze w poniedziałek wszyscy opuścili samolot o 11:10 bez przeszkód. Deklaracja ma średni związek z KLP, które nosi datę 16 lipca 2021. Ale to detal. Dlaczego Państwo Polskie, Najjaśniejsza Rzeczypospolita nie poinformowała mnie o tym podczas wylotu? Albo osobistą ulotką, albo plakatami, albo komunikatami wyświetlanymi na rozlicznych telewizorach. Kilka głębokich oddechów uspokoił mnie i rozpocząłem drugie podejście. Pokazałem anonimowemu funkcjonariuszowi komórkę z wypełnioną i przesłaną kartą. Usłyszałem polecenie oddania papierowej wersji. Pokazałem, że jest pusta. Padło pytanie po co to Panu. Tu już nie wytrzymałem – natura wzięła górę nad kulturą. Stwierdziłem precyzyjnie – gówno to Pana obchodzi i udałem się ku następnemu etapowi przygody.
Na jednym z zakrętów stał umundurowany funkcjonariusz Straży Granicznej i kontrolował dowody osobiste i paszporty covidowe. Grzecznie pokazałem dowód osobisty. Zdjąłem na rozkaz maseczkę, acz nie dzieliło nas żadne pleksi lub coś w tym rodzaju. Pokazałem też wydruk paszportu covidowego. Czytnik kodów QR nie został użyty. Konduktor pociągu w Finlandii używał takiego miniaturowego czytnika do sprawdzenia biletów. Korzystając z tego, że nie było innych szczęśliwców, którym udało się opuścić samolot zadałem pytanie dlaczego nikt w poniedziałek, na przykład straż graniczna nie poinformował mnie o czekających mnie formalnościach. Nie uzyskałem odpowiedzi, bo stwierdzenie, że ja tylko wykonuję polecenia i rozkazy nie jest odpowiedzią. Poprosiłem o to, aby funkcjonariusz przekazał moja uwagę tak zwanym przełożonym. W odpowiedzi usłyszałem ciszę.
Najbardziej wstrząsające było jednak to, że byłem jedynym, którego to wkurzyło. Informuję wszystkich, że PRL też mnie wkurzał oczywiście ciągle jeszcze o niebo bardziej niż aktualna sytuacja. Już po opuszczeniu mijałem kilka osób, które stwierdzały, że tak po prostu musi być. To jest przerażające. Wszyscy położyli uszy po sobie, a ja byłem tym jedynym gardłującym nieprzystosowanym popaprańcem. Tak, lepiej nie podskakiwać, mnie w 1981 odmówiono wydania paszportu… Władza może wszystko, a władza absolutna może absolutnie wszystko…