Tytuł wpisu zaczerpnąłem z pięknej pieśni Jacka Kaczmarskiego. Pamiętam, że byłem na koncercie w Sali Kongresowej promującej płytę Między nami. Z tytułowego utworu pochodzi ten cytat – świat się rozszczepia… Ostatniej nocy miałem koszmarny sen, stąd to przemożne poczucie rozszczepiania się. Spoko, nie obżarłem się przed snem, kolację zjadłem o 17 a mimo to nawiedzły mnie koszmary.
Miałem papierowy sprawdzian na wydziale, czyli jakby skończyła się pandemia. Tylko studenci mieli dziwne buźki. Jakoś mi nie pasowały do nowych elit i przyszłej inteligencji technicznej tego dumnego kraju. Potwierdziło to zachowanie. Nie chcieli oddać prac. Negocjowali swoje agresywnie. Jeden, taki duży, przy pełnej akceptacji reszty brał się nawet do bicia. Po 43 latach ma się już opanowane różne techniki. Stwierdziłem, że nie ma sprawy, nie muszą oddawać, lista była sprawdzona, wszyscy dostają dwójki. Oddali, ale zaczęły się schody. Jako suweren chcieli współuczestniczyć w procesie sprawdzania. Co więcej proces napotkał trudności techniczne – rozpadło się stare biurko z 1977 roku… Gdy jakoś spionowałem warsztat pracy i skłoniłem suwerena do nadzorowania po drugiej stronie drzwi rozłożyłem prace na biurku i… Obudziłem się zlany potem. Powaliła mnie zawartość prac. Rysunki jak dzieci z przedszkola…
Skąd ten mroczny temat snu? Sprawdziłem 29 prac z Excela. Powiedzieć dramat to za mało. Oczyma wyobraźni widzę ciąg dalszy. Suweren walczy o swoje. Zadania ze sprawdzianu, program przedmiotu a na koniec ja zostajemy… Tak, tak, zgodnie z tą świecką tradycją, zostajemy negatywnie zatwierdzeni. Odpowiednia komisja zawsze się znajdzie…
Drugi powód jest zdecydowanie jeszcze bardziej tragiczny. Być może zbyt długo patrzyłem na dane dotyczące COVID-19. Sen był w takich czarno czerwonych barwach jak te słupki. Ktoś powie, że ludzie są śmiertelni, że umierają. Tak, ale dlaczego ta liczba zgonów jest tak dramatycznie wyższa od danych z minionych lat? Polacy znowu nic się nie stało?