Kolejny kamyczek…

Jak ja lubię czytać to, co mówię i głoszę od miesięcy… Jakże żałuje, że mam taką niską słyszalność i skuteczność. Głos w Interii zabrał dr Tomasz Gajderowicz z Evidence Institute i Uniwersytetu Warszawskiego, który bada metody zarządzania edukacją. Jakby Interia spytała się mnie rok temu… A nawet kilka lat temu…

Pan Gajderowicz odkrywa to, co ja mówię także moim studentom od lat. „To, że obecne roczniki studentów przez dwa lata nie będą miały sesji z prawdziwego zdarzenia, sprawia, że ci nieuczciwi, otrzymując najwyższe oceny, praktycznie nie musieli się niczego nauczyć. To stanowi problem dla całego systemu edukacji. Nikt nie chciałby przecież pójść na wizytę do lekarza, czy pracować z ekonomistą, który ma dwuletnią lukę w wykształceniu.” Ja od zawsze „ścigając” uczciwych inaczej zadaję pytanie. Czy chce Pani Pan być badany i operowany przez lekarza idiotę, który nie odróżnia śledziony od wątroby i trzustki? Jeśli nie to do widzenia.

Ja sobie kpiłem z władców uczelni zarządzających składanie oświadczeń zamiast poszukiwania realnych rozwiązań. Pan Gajderowicz podziela moje zdanie. „Totalną porażką w przypadku nauczania zdalnego jest sprawdzanie wiedzy studentów i sesja egzaminacyjna – ocenia Gajderowicz. I tłumaczy, że podczas kryzysu z jednej strony można uczyć zdalnie całkiem skutecznie, ale ocenianie w ten sposób wiedzy studentów jest pomyłką. – System zdalnych egzaminów w wykorzystywanym kształcie ma wady w poprawności motywacyjnej. Zachęca wręcz do nieuczciwości. Wykładowcy tworzą wielkie banki pytań, które mają uniemożliwić współpracę podczas egzaminu, ale studenci łatwo potrafią ich przechytrzyć.”

Dla chętnych więcej na portalu Interia.

Jedna odpowiedź do “Kolejny kamyczek…”

  1. Sam nie jestem wykładowcą, ani nauczycielem, ale w moim bliskim kręgu znajomych mam polonistę ze szkoły podstawowej (klasy „starsze” IV-VIII) i nauka zdalna ma wiele problemów, ale też pokazuje anachronizm aktualnej metody nauczania. Np. uczniowie na sprawdzianach z polskiego korzystają z Asystenta Google i wtedy jakiekolwiek rozwiązanie zadania np. z gramatyki – „wymień rodzaje partykuł”, kończy się wypowiedzeniem treści pytania do Asystenta Google, a on już odczyta odpowiedź. Teraz nauczyciele (co bardziej swiadomi) układając tresci sprawdzianów sprawdzają najpierw czy Asystent łatwo może doprowadzić do celu, a tak jest – stety lub niestety – często. Stąd z mojej obserwacji tych problemów będąc niejako z boku (nie uczę, nie mam dzieci) uważam, że jedyne rozwiązanie w dzisiejszych czasach to egzamin ustny z włączoną kamerą. Wtedy ściąganie robi się trudniejsze, łatwiejsze do złapania (choć słyszałem o sytuacjach, że egzaminowany ma w pokoju poprzyklejane kartki ze ściągami) a w sumie można dość szybko zorientować się czy egzaminowany umie czy nie umie. Sam jako student preferowałem egzaminy ustne (ale te prawdziwe, a nie, że ustny to drugi pisemny z ewentualną ustną obroną napisanych zadań)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *