Kilka refleksji po semestrze…

15 lipca zakończyła się przedłużona sesja czyli semestr plus. Czas podzielić się kilkoma refleksjami tak na żywo, bieżąco. Więcej ech będzie w Informatorze Edukacyjnym.

Zacznę od egzaminów dyplomowych. Nie mam zamiaru dyskutować z tym, że można organizować wesela na 150 osób a egzaminu na 5 nie da rady. Będę cytował do upojenia pewne hasło wyborcze – „zmiana nie musi oznaczać poprawy„. Pięć ostatnich lat nauczyło mnie, że od walenia głową w mur tylko boli głowa. Jako znany kontestator oprogramowania Microsoft używam Teams tylko wtedy, kiedy muszę. Muszę na egzaminach i różnej maści zebraniach i stwierdzam, że to cudo działa co najmniej poprawnie. Nie ma więc chyba żadnych problemów technicznych. Skąd więc takie koszmarne opóźnienie? Zwyczajowo w pierwszej dekadzie lipca było już po egzaminach.

Osobnym tematem jest procedura, z którą też nie dyskutuję ale którą z lubością opiszę. Najpierw oczywiście przed rozpoczęciem nagrywania legitymujemy obywatela czyli studenta. Legitymowanie przez MO lub ZOMO przypomina mi czasy PRL… Owszem, na sprawdzianach, gdy nie znam jeszcze studentów pierwszego semestru proszę o dyskretne położenia na stoliku legitymacji studenckiej. Gdy wydaję konto i hasło także proszę o okazanie dokumentu ze zdjęciem. Ale legitymowanie dyplomanta to jakaś pomyłka! Przecież promotor powinien znać swojego dyplomanta! Nigdy w przestrzeni rzeczywistej nie było legitymowania. Absurdalne jest także wstępne „kamerowanie” całego pomieszczenia, szczególnie tego co za ekranem. Czy autor tych zasad nie ma wyobraźni? Przecież po tym pokazie „wszystko się może zdarzyć”… Podobnie traktuję wszystkie oświadczenia, których nie było w sali. A może powinny?

Żeby nie było, że tylko narzekam „plus dodatni”. Podczas czerwcowej obrony było tyle podpisanych protokołów ile osób, a potem jeszcze osobisty autograf w dziekanacie. Teraz nie ma oczywiście klasycznego podpisu elektronicznego, ale zwykłe zatwierdzenie kliknięciem w USOS i magiczny tekst „zatwierdzono elektronicznie”. Podobnie jest z recenzjami. Ale… Zawsze musi być jakieś ale… Ale własnoręczny podpis długopisem w de facto zupełnie pustym indeksie na stronie egzaminu dyplomowego musi być!

Podobnie jest niestety z protokołami zaliczeń. Też wymagają złożenia własnoręcznego podpisu długopisem. Widziałem dwie palety papieru do drukarek jakie dotarły na wydział. Jeszcze ileś tam tonerów i można ruszać do pracy! Czy na prawdę nie jest możliwe dodanie do okienka z podpisem imienia i nazwiska oraz tego magicznego tekstu? Dla mnie jest to bardzo podobna procedura.

Na koniec zajęcia i jak to się pięknie określa ta mityczna i kultowa „weryfikacja efektów uczenia się”. Zacznę od zajęć a w zasadzie typów zajęć, które prowadzę, czyli wykładów i zajęć komputerowych. Nawet bez MS Teams nie miałem z tym najmniejszego problemu i kłopotu. Otwarta jest oczywiście odpowiedź na zasadnicze pytanie – synchronicznie czy asynchronicznie. Moim zdaniem wykład może i powinien odbyć się synchronicznie a jego nagranie powinno być później dostępne na portalu edukacyjnym. W kwestii zajęć komputerowych jestem mniej restrykcyjny. Technicznie trudne jest oglądanie transmisji na żywo i praca z programem. Może więc nagranie a potem… obowiązkowe godziny konsultacji? No bo jest delikatny problem rozliczania pensum…

Temat „weryfikacji efektów uczenia się” będzie nicią przewodnią dwóch nadchodzących numerów Informatora Edukacyjnego. Mojego zdania w tej kwestii nie zmieniam. Szczególnie, że od coraz większej liczby osób mam sygnały, że tak zwana sprawność w trybie zdalnym jest znacznie wyższa! Dlatego też jeśli w nadchodzącym semestrze miałbym wybór co ma być „klasycznie” a co zdalnie sprawdziany będą w sali komputerowej na wydziale. Może kiedyś wyłuszczę powody takiego stanowiska. Na szybko zadam proste pytanie. Kto chce być leczony przez lekarza, którego efekty uczenia się były weryfikowane zdalnie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *