Ukazał się kolejny artykuł w serii publikacji poświęconych mojemu ulubionemu „zdalnemu prowadzeniu zajęć”. Tym razem jest to alarmistyczny tekst Piotra Zaręby pod alarmistycznym tytułem zdalna dehumanizacja. Lubię takie lekko demagogiczne teksty między innymi także dlatego, że sam uprawiam tego typu działalność. Dehumanizacja czyli… odczłowieczenie. Na szczęście jeszcze nie zezwierzęcenie! Dedykuję Panu Zarębie moje refleksje z wykładów na pierwszym semestrze. Na sali mniejsza połowa rocznika, czyli można mieć nadzieję, że to osoby, które chcą pogłębić wiedzę z podstaw informatyki. 10-20% ma odpalone laptopy i coś tam „studiuje”, czyli ma to co mówię centralnie w tle. Teoretycznie powinienem zwrócić uwagę albo wyprosić z sali, ale i tak mam zaszarganą opinię, bo jestem wymagający, więc odpuszczam. Odpuszczam i mam wyjechane na to, co te osoby robią. Dopóki nie zaczną śpiewać, tańczyć, pić alkohol nie reaguję. Czy takim osobom jest potrzebny kontakt ze mną? Bynajmniej. Więc co tu jest dehumanizacją?