Moje wystąpienie czyli występ…

Na konferencji Media & Learning miałem wystąpienie na tematycznej sesji „What works? Do It Yourself Concepts for Higher Education”. Problemy językowe? You to „ty” i „wy”. Po polsku też są problemy. Ocena jednostki… Ludzkiej czy administracyjnej? Do it yourself odebrałem „osobiście” jako to, co robię ja a nie instytucja. Po pierwszej prezentacji miałem pewność, że pierwszy uczestnik sesji rozumie to hasło inaczej, po drugiej wiedziałem, że będę w jednoosobowej mniejszości. Oczywiście zwycięskiej, na szczęście nie 1:27 ale 1:3. Otóż zdaniem organizatorów do it yourself miało dotyczyć poziomu nie jednostki ludzkiej ale jednostki organizacyjnej. Ponieważ sesja miała kształt rozbudowanego panelu średnio miałem czas na poprawianie slajdów. Ale czterdzieści lat pracy na uczelni to bezcenny kapitał. Mówienie o czymś innym niż jest na slajdach to prawie mój chleb codzienny. Zacząłem więc od komentarza i stwierdzenia językowego, które przytoczyłem powyżej. You ma dwa znaczenia. Owszem, nie było do it myself. Potem pojechałem już zgodnie z planem pokazując, jak można solo robić „rozsądne” multimedia. W pierwszej rundzie pytań było niedowierzanie – to robisz to sam, bez wsparcia? Odpowiedziałem w moim stylu – u nas nie wspiera się pracowników w zakresie uruchamiania programów, jesteśmy kompetentni i robimy to sami. Na pytanie, czy poza mną ktoś jeszcze robi multimedia na wydziale (było pomocnicze pytanie o skalę wydziału i uczelni) odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nikt. Na podobne pytanie na poziomie uczelni odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nic mi na ten temat nie wiadomo. W kolejnej rundzie pytań problemowych było jeszcze bardziej wesoło. Padło pytanie o jakość materiałów multimedialnych. Gdy przyszła moja pora odpowiedziałem, że problem jest sztuczny, bo… Możemy mówić o jakości technicznej, treści i formy oraz tej „dodatkowej”. Pierwsza jest chyba prosta do zmierzenia i przy odpowiednich funduszach do zapewnienia. W przypadku lecture capture czyli nagrywania na żywo treść i forma są po stronie wykładowcy. Można przyjąć, że to jest perfekcyjne, ale jak wygląda rzeczywistość wiedzą tylko… studenci. Ta dodatkowa „wartość dodana” czyli multimedialne dodane „bajery” zależą od… pieniędzy. Moje produkcje zależą jedynie od dobrej woli, której nie da się zmonetaryzować. No i cholera zaczęło się… Zwycięstwo 1:27… Najpierw było o dobrym imieniu uczelni. Odpowiedziałem krótko – to się dzieje za zamkniętymi drzwiami sal wykładowych jest słodką tajemnicą studentów. Dziś każdy może nagrać denny wykład i puścić w sieci, aby mieć bekę. Potem popatrzyli na mnie jak na utracjusza, który marnuje pieniądze. No bo to, że coś jest do it yourself przez zatrudniony do tego celu personel to jest obniżka kosztów. Nie pojechałem po bandzie, że koszty trzeba pompować, bo to sprzyja konsumpcji. Powiedziałem, że u nas budżet na te cele jest prosty – zero kropka zero. A problem, czy zatrudnić zewnętrzną firmę czy ludzi robiących to samo jest dla mnie lekko akademicki, bo ja jako „uczony” uczę się sam. Chyba ich trochę zatkało, bo w kolejnej rundzie dojechali mi stwierdzeniem dotyczącym jakości technicznej. No bo nie będzie się robić nagrań smartfonem. Ku zdziwieniu nie odgryzłem się od razu ku zdziwieniu sali ale odpaliłem smartfona. Wiedziałem, że był festiwal filmów robionych… iphonem. Powiedziałem o iPhone Film Festival. Już chciałem odpalić stronkę, ale na szczęście dla interlokutorów skończył się czas panelu. Twardym trzeba być, nie miętkim… robiony!

ML19Leuven

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *