Rozporządzenie o ewaluacji znam dosyć dobrze. Tak zwany przewodnik do rozporządzenia czytałem pod kątem interesujących mnie informacji. Właśnie na stronie ósmej znalazłem przedziwne stwierdzenie, które jest chyba bardzo ważne, bo jest pogrubione.
Należy jednak wyraźnie podkreślić, że systemu oceny jakości działalności naukowej działalności naukowej prowadzonej przez podmioty nie należy absolutnie utożsamiać z oceną działalności naukowej poszczególnych naukowców. Zaprezentowane rozwiązania służą tylko i wyłącznie ocenie instytucjonalnej i nie powinny być przenoszone do kryteriów ocen indywidualnych. Szczególnie dotyczy to zastosowanych mechanizmów oceny punktowej publikacji. Trzeba bowiem podkreślić, że przy ocenie instytucjonalnej, której dotyczy ten właśnie przewodnik, nie jest możliwa kompletna ocena merytoryczna jakości prowadzonych badań naukowych i prac rozwojowych czy też jakości osiągnięć artystycznych poszczególnych naukowców.
Ręce i majtki opadają! Od lat starałem się przekonywać wszelakich decydentów, że kryteria ewaluacji powinny być przenoszone z wydziału na zakłady i zespoły a potem ludzi. To była ta moja prosta nierówność – 10×4 nie równa się 40! Jeśli ktoś nastuka sobie dziesięć rozdziałów w monografii to ma do dorobku 40 punktów a instytucja nic. A tutaj najpierw tekst, że systemu oceny jakości działalności naukowej działalności naukowej prowadzonej przez podmioty nie należy absolutnie utożsamiać z oceną działalności naukowej poszczególnych naukowców. To z czym należy utożsamiać system oceny podmiotu i system oceniania poszczególnych naukowców? Kolejne zdanie jest jeszcze bardziej powalające. Zaprezentowane rozwiązania służą tylko i wyłącznie ocenie instytucjonalnej i nie powinny być przenoszone do kryteriów ocen indywidualnych. Takie piękne imperatywne stwierdzenia: „służą tylko i wyłącznie”, „nie powinny”… No to jakie powinny być stosowane kryteria do oceny działalności poszczególnych naukowców? Znów będziemy to robić po uważaniu, na optykę?