Dziś jak w prawie każdą niedzielę semestru letniego z samego rana czyli o ósmej, w myśl zasady, że kto rano wstaje miałem wykład z podstaw informatyki. Nie będę ukrywał, że nowy projektor w sali 301 jeśli nie powalił mnie całkowicie to na pewno zrobił piorunujące wrażenie. Po tym jak go odpaliłem jeszcze długo trzęsły mi się nogi!
Wykład przy tej sile żarówki był jeszcze bardziej jasny i przejrzysty. Nie były potrzebne żadne dodatkowe objaśnienia trudnych zagadnień komputyki i myślenia komputacyjnego. Przy okazji także ja doznałem małej, prywatnej iluminacji.
Taka wspaniałą sala, taki wypasiony projektor i ta plastikowa torebka. W czasach stanu wojennego mówiło się o nie anuszka. A „nusz” kurka (wodna) coś się kupi. Jak coś rzucili to po ulicach wałęsał (nie ma tu żadnej aluzji politycznej) się tłum ludzi z plastikowymi reklamówkami. W ramach iluminacji od blasku bijącego z projektora zobaczyłem… katedrę. Nie chodzi mi tu o MBiZI ani inną bazylikę. Zobaczyłem katedrę czyli porządne biurko zamiast tego g… gibającego się stolika vel ławki. Po co mi biurko? W biurku jest szuflada, w której można zamknąć na klucz zawartość gustownej torebusi. Wiem, jest trudna sytuacja finansowa, w kolejce po biurkach jest wielu profesorów…
No to może jeśli nie biurko to chociaż metalowa skrzynka zamykana na klucz? Ten gustownie dyndający przy podłodze kabelek dostanie pewnikiem już niedługo nóżek. Wiem o czym piszę! Z pracowni komputerowych giną pamięci, na pierwszym piętrze wystarczy na chwilę odwrócić się w drugą stronę i ginie laptop. Ale ja jak zwykle nie mam racji, szarogęszę się i mam muchy w nosie!