Słownik Języka Polskiego stanowi, że obrady to „wspólne omawianie spraw o charakterze publicznym”.
Wielki Słownik Języka Polskiego mówi zaś, że obrady to: „spotkanie pewnej sformalizowanej grupy osób w celu omówienia jakichś spraw i podjęcia decyzji”.
W obu przypadkach w definicji jest użyte słowo omówienie. Omówienie to proces zbiorowy. To nie jest monolog. Dla mnie prywatnie to jest najistotniejszy element. Źródłosłów słowa obrady jest prosty – rada, radzenie… A to wymaga dialogu a nie monologu. Nie tylko słuchania ale także mówienia. Niestety, jestem już stary i zdania nie zmienię! Jeśli mówca pyta się o wątpliwości a ja je mam to pytam się. Wiem, nie jestem „uczonym” bo ja się ciągle jeszcze uczę… Jeśli podczas obrad odmawia się komuś prawa zadawanie pytań to obrady zamieniają się w… posiedzenie.
Pamiętam jako dziadek leśny jak się zbierało na swoje posiedzenie właśnie Plenum Komitetu Centralnego Przewodniej Siły Narodu (nie wymieniam nazwy partii, bo nie wiem co określone siły i kręgi zmieniły w ustawie o IPN a nie chcę siedzieć jako antykomunista za propagowanie komunizmu…) Posiedzenie w moim rozumieniu ma na celu nie radzenie nad czymś jak obrady ale po prostu siedzenie. Siedzenie i bierne wierne oraz czujne słuchanie. I oczywiście potakiwanie głową!
Może dla kogoś obrady i posiedzenie to jeden czort. Dobrze, no to jak się nazywa to ciało – Rada Wydziału. Rada! A rada jak sama nazwa wskazuje ma radzić. Komu – dziekanowi. A to radzenie ma miejsce podczas obradowania czyli wspólnego omawiania spraw.
Rozumiem, że od dziś rada nie obraduje tylko ma posiedzenia. Słyszałem, że trzecia część posiedzenia będzie miała miejsce o 15:15. Niestety lekarz wyraźnie zabronił mi silnych emocji. Jeśli miałbym zawał podczas obrad jakże by to negatywnie wpłynęło na wizerunek wydziału w ramach tej nowej dyscypliny, czyż nie. Wszystkim więc życzę udanego posiedzenia, siedzenia, wysiedzenia, odsiedzenia… Niepotrzebne skreślić! I byle się nie zasiedzieć!