Kolejne oświadczenie…

Zawsze deklarowałem, że bardzo nie lubię być szary. Mam to po latach życia w PRL. Tam wszystko było szare. Domy, ulice, ubrania, twarze ludzi. Alternatywą dla szarości jest kontrastowa czerń i biel, którą pokazywały Republika i Obywatel GC. Ja staram się być wyrazisty, jednoznaczny. Budzę często skrajne reakcje i o to chyba chodzi. Żeby wzbudzić reakcję, żeby obudzić. Moje dwie truskaweczki na torcie czyli pomysły Adiunkta G jak zasypać dziurę wzbudziły kontrowersje. Kilka osób stwierdziło, że była to głupia i populistyczna hucpa. Owszem, w obu propozycjach była czytelna aluzja do wydarzeń w wielkiej polityce. Ale przede wszystkim było tam coś innego. Co – postaram się zaraz wyjaśnić.
Gdy ktoś chce mi dać podwyżkę staję się bardzo czujny. Pamięć ludzka jest zawodna, ale w internetach ciągle jeszcze wszystko jest… Pierwszą spektakularną podwyżkę dostałem w grudniu 2011 zgodnie z uchwałą senatu 385/2011. Podwyżka oczywiście dotyczyła liczby godzin dydaktycznych czyli pensum. Za tę samą pensję zamiast 210 miałem realizować 240 godzin zajęć, czyli o 14% więcej. Wszystko po to, żebym mógł więcej czasu poświęcić na badania naukowe, bo przecież to jest w pracy nauczyciela akademickiego najważniejsze.
Spuśćmy zasłonę milczenia na ostatnich siedem lat. Jakoś tak na początku tego roku MNiSW zapowiedziało w ramach uspokojenia nastrojów przed uchwaleniem konstytucji dla nauki podwyżki dla nauczycieli akademickich. Dokładnie wiedziałem, jak to się zakończy. Właśnie odebrano nauczycielom akademickim prawo do 50% kosztów uzyskania przychodu. W oficjalnych dokumentach jest mowa o kup. Kup jak… Co to oznacza? Będę płacił podatek od całej pensji nie od części pozostałej po odliczeniu kup. Dlaczego? Ależ to bardzo proste! Po to mam… habilitację i jestem tak zwanym samodzielnym pracownikiem naukowym, żeby to wyjaśnić w sposób samorządny i niezależny. Otóż pieniądze z naszych wyższych podatków potrzebne są biednemu państwu po to, aby nam za chwilę podwyższyć pensje. Można o tym poczytać. Ostrzegam – oba teksty są dla osób o silnych nerwach. Najpierw źródło, czyli Interpretacja Indywidualna Dyrektora Krajowej Izby Skarbowej. Drugi tekst z infor.pl ma charakter bardziej przystępny.
Przechodzę do rzeczy. Zaproponowałem w ramach pierwszej truskaweczki dobrowolną obniżkę pensji o kolejne 10%. Ile to da bez tak zwanych pochodnych? Załóżmy, że przeciętna pensa brutto jest 5 tysięcy a dydaktyków 150. Wystarczy wykonać proste mnożenie. Wynik to 900 tysięcy! Jaka jest alternatywa? Zwiększenie liczebności wszystkich grup zajęciowych za wyjątkiem wykładowych i audytoryjnych. Ludzie powinni wybierać dobro. Życie kolejny raz stawia mnie, przed koniecznością wyboru mniejszego zła. A moim zdaniem mniejszym złem jest dobrowolna obniżka pensji. Dlaczego?
Będę mówił o zajęciach, które prowadzę, czyli zajęciach komputerowych w 30 osobowych salach. Od zawsze są one prowadzone w dwuosobowych zespołach. Jeden prowadzący „pokazuje” jak należy rozwiązać zadanie, drugi pomaga „zagubionym” przy ich komputerach. Po co ten drugi prowadzący? Nie wystarczy jeden jak dla ćwiczeń audytoryjnych? Kolejny raz grzecznie i cierpliwie tłumaczę… Ekran komputera wyświetlany za pomocą projektora różni od tablicy jedna podstawowa cecha. Na ekranie wszystko zmienia się dynamicznie, to co było przed chwilą ginie zastąpione przez nowy obrazek. Na tablicy za wyjątkiem patologicznego przypadku osoby, która pisze prawą ręką a lewą wyciera to co zostało napisane czas życia informacji jest znacznie dłuższy. Tłumaczyć dalej? Jeśli miałbym prowadzić zajęcia dla 30 osób to równie dobrze mogę dla 60 lub 90. Będzie jeszcze taniej. To co opisałem to są negatywne skutki dla studentów. A po mojej stronie?
W przypadku 30 osobowych grup będę miał dwa razy więcej do sprawdzenia kolokwiów i prac domowych. Być może są „geniusze”, którzy potrafią ocenić pracę po… pierwszej stronie i charakterze pisma. Ja tak ciągle nie potrafię! A sprawdziany z podstaw informatyki składają się każdy ze średnio 12 poleceń, zadań. W tym roku miałem do sprawdzenia 300 kolokwiów czyli 3600 poleceń. Dwa razy większa liczba kolokwiów to masakra tak więc…
Wolę zarabiać mniej i wykonywać tę samą pracę niż za tę samą pensję mieć dwa razy więcej prac do sprawdzenia i co więcej poczucie bezsensu prowadzonych zajęć. Oczywiście, mogę prowadzić nadal zajęcia w grupach 15 osobowych, ale oznacza to ni mniej ni więcej realizację podwojonego pensum. Powtarzam więc – wolę dobrowolną obniżkę pensji o 10%!
A druga truskaweczka – dobrowolna danina solidarnościowa. Nie mnie o tym decydować, ja z moją pensją na pewno nie łapię się do elitarnego klubu finansowych debeściaków wydziału.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *