Gdy emocje już opadną…

Jak po wielkiej bitwie kurz…

Jako zapraszany na obrady rady emeryt nie zdradzę chyba żadnej tajemnicy, jeśli podam wyniki jednego łącznego głosowania nad uruchomieniem jednolitych studiów magisterskich i ich programu – 49 za, 3 przeciw, 1 wstrzymujący, co oznacza pełną mobilizację głosujących na poziomie 53 osób! Jest to tym większy sukces, bo opinia Komisji Mienia i Finansów była negatywna – nie będę niczego do niej dodawał, bo po co, przecież w głosowaniu wyszło, że to opinia nic nie znacząca… Dorzucę moich pięć groszy i dwie łyżeczki dziegciu do opinii samorządu i komisji dydaktycznej.

Szkoda, że studenci ciągle nie rozumieją, o co chodzi w systemie punktów ECTS. Obawiam się, że podobnie jest z wieloma pracownikami. Przypominam jak działa cały cywilizowany świat. W USA są Credit Points, w Europie ECTS i nikt tam nie mówi o godzinach zajęć. Przypominam – jeden ECTS to 25-30 godzin pracy studenta, u nas 25 żeby było taniej. W ECTS mierzymy więc de facto ilość przekazywanej przez nas a asymilowanej przez studentów wiedzy, umiejętności i kompetencji. Tak wyglądają fakty i nikt mi nie udowodni że… ziemia jest płaska! Każdy semestr to 30 ECTS i tego nikt nie zmieni. Semestr ma 15 tygodni, czyli są 2 ECTS na tydzień co oznacza 50 godzin pracy studenta. Tak ma być. Kropka. Jedyne na co mamy wpływ to proporcje zajęć w kontakcie i samodzielnej pracy. Tego pierwszego zgodnie z ustawą musi być co najmniej 50%, czyli musi być co najmniej 25 godzin zajęć. Studenci chcą mieć jak najmniej zajęć, bo mają mylną wizję, że mniej zajęć to mniej materiał. Powtarzam raz jeszcze drukowanymi – ILOŚĆ MATERIAŁU TO PUNKTY ECTS. Głosując za najniższą możliwą liczbą godzin zajęć studenci głosowali za… większymi problemami! no bo więcej czasu będą pracować samodzielnie nad podręcznikami. Przykro mi, tak wyglądają fakty.

Łyżeczka dziegciu dydaktycznego będzie podzielona na dwie części. Jeśli chodzi o treść nowego programu bardziej mi on przypomina studia, które rozpoczynałem 50 lat temu niż współczesne standardy. Nie będę ich jeszcze raz wymieniał – był o tym poprzedni wpis. Druga część dotyczy formy, z którą ciągle mamy problemy. Większość biegle żongluje terminami synchronicznie i asynchronicznie. Niestety dla większości kształcenie to jedynie nauczanie. Na tym koncentrują się wszystkie działania i wysiłki. Będą multimedialne sale do hybrydowego nauczania. A co z materiałami, które będą pomagać w samodzielnym uczeniu się? O tym nie mówimy…

Jakie będą efekty tej reformy dowiemy się za kilka lat. Obawiam się, że niestety będą one dokładnie takie same jak w przypadku BiEITS – będziemy zamykać… Ale najpierw będzie bal jak na Titanicu, ogłosimy sukcesy…

Prawdziwe rewolucje…

W najbliższą środę na radzie będą dwa chyba ważne głosowania. Pierwsze nad podjęciem uchwały w sprawie utworzenia jednolitych studiów magisterskich, drugie dotyczy zaopiniowania programu studiów. Niby mnie to już nie dotyczy, bo mój czas na wydziale dobiegł końca i nic ode mnie nie zależy, ale… ciągle żyję, myślę, rozmawiam. Kilka dni temu dowiedziałem się, że prawdziwe rewolucje wymagają „krwi” i o tym chcę napisać.

Najpierw chciałbym odpowiedzieć na pytanie, czy to jest rewolucja a jeśli jest to czy jest ona prawdziwa. Niestety nigdzie nie znalazłem programu studiów, które zaczynałem dokładnie pięćdziesiąt lat temu. Ja akurat trafiłem na wariant 4.5 letni, ale było on z grubsza podobny do tego, który będzie głosowany we środę. Czy powrót do tego, co było pięćdziesiąt lat temu to rewolucja? Czy gdybyśmy wrócili do strzelania z grudnia 1970 i grudnia 1981 albo ścieżek zdrowia z 1976 czy to byłaby to rewolucja? Pojechałem grubo i po bandzie. Można lżej – na przykład system kartkowy dla deficytowych dóbr – tylko że dziś wszystko można kupić… Nawet mieszkania, tylko, że są drogie. To może talony na tanie mieszkania albo… książeczki mieszkaniowe, jeden z flagowych pomysłów PRL. To byłaby raczej paranoja a nie rewolucja. Jeśli kompromisowo bym się zgodził w kontekście naszych zmian na słowo rewolucja to na pewno nie jest ona prawdziwa. Dlaczego nie jest prawdziwa postaram się wyjaśnić…

Antycypuję przebieg środowych obrad. Najpierw zostaną odczytane opinie. Opinia Samorządu będzie tym razem na bank pozytywna, bo mniej zajęć nie może już być! Jak u Norwida ideał sięgnął bruku, szorujemy po dnie 25 godzin zajęć na tydzień, bo tak jest taniej, krócej, szybciej! Tylko studenci ciągle nie rozumieją, że tak nie będzie łatwiej i lżej, że tak będzie trudniej. Nikt bowiem z rozsądnych i uczciwych nauczycieli akademickich nie będzie obniżał poziomu kształcenia. Mniej zajęć na sali oznacza więcej samodzielnej pracy w domu. Kropka! Na szczęście to jeszcze nie jest i mam nadzieję nigdy nie będzie Collegium Tumanum, przepraszam, Humanum…

Patrząc na skład „Komisji Dydaktycznej”, której prawie połowa to osoby funkcyjne, opinia także będzie pozytywna. Nie będę ukrywał, że martwi mnie to, bo od lat powtarzam, że najważniejsze nie jest nasze nauczanie ale pomoc w uczeniu się. A tego drugiego nie będziemy przecież realizować setkami godzin konsultacji. Cały świat dostarcza uczącym się materiałów pomagających w tym procesie. I nie są to bynajmniej PDF’y ze slajdów. Kształcenie ma dwa oblicza – nauczanie i uczenie się. A jakość kształcenia to nie tylko jakość nauczania – to przede wszystkim jakość pomocy w uczeniu się. A tego czyli pomocy w uczeniu się w tym rewolucyjnym projekcie brakuje.

Nowy program a w zasadzie siatka godzin jest mega oszczędnościowa. Często i gęsto zamiast 15 godzin wykładu jest 10, zamiast 30 jest 20. Są to jednak bardzo drobne oszczędności. Dla mnie jest to raczej ukłon w kierunku studentów, o czym już wspomniałem – aby się nie przepracowali i mieli w tygodniu mniej niż 25 godzin zajęć na uczelni. Brakuje mi w tym wszystkim podstawowej informacji, czy wydział stawia na jednolite studia magisterskie czy też może będzie to kolejny kosztowny eksperyment. Kosztowny, bo znowu będziemy mieli ból głowy od nadmiaru rodzajów czy też poziomów studiów i mikroskopijnych grup… A to nie sprzyja oszczędnościom… Dziś mamy więc pewnikiem zyski, w przyszłości mogą być straty. Jak to wyważyć?

Przewiduję, że na radzie nie będzie jakiejkolwiek dyskusji, bo na nią miejsce było w czasie czwartkowych nocnych spotkań. Po odczytaniu trzech opinii będą więc jedynie dwa głosowania. Pierwsze w sprawie utworzeni jednolitych studiów magisterskich powinno moim zdaniem mieć miejsce przed złożeniem papierów do projektu. W takiej uchwale powinny być określone podstawowe parametry – liczba semestrów, ECTS, godzin… A opinia w sprawie programu studiów… Dla mnie najbardziej przerażające jest to, że w polu cel przedmiotu zgodnie z instrukcją miałem wpisywać i wpisałem uniwersalny tekst: Zgodnie z regulaminem przedmiotu. Program studiów jest więc zbiorem odniesień do nie istniejących regulaminów, matrycą efektów kształcenia i rachunkami dotyczącymi liczby godzin i punktów ECTS… Podział łupów został dokonany, jest pewne grono pokrzywdzonych, przewiduję więc 5-10 głosów przeciw.

Tak, jestem jednoznacznie anty-reformatorskim betonem, bo marzę o prawdziwych i głębokich zmianach zarówno jeśli chodzi o treść jak i formę studiowania. Czy ktokolwiek podczas prac nad reformą zajrzał do Civil Engineering Body of Knowledge? Albo do programów studiów wiodących wydziałów CE w USA? Na przykład na Georgia Tech lub Berkeley. Moje ukochane TU Delft kształci BSc CE przez trzy lata za 17 310 Euro na rok. Trzeci w Europie wydział CE nie kształci po angielsku, a tak wygląda program studiów w Delft.

Okrętem flagowym tej rewolucji w zakresie form kształcenia są zdalne wykłady – odgrzewany kotlet z czasów pandemii uznany przez wszystkich jako zło konieczne, Emmergency Remote Teaching. To na prawdę nie jest kształcenie online! Druga nowinka dydaktyczna to projekty zintegrowane w wymiarze 200 godzin czyli 5% wszystkich zajęć. Last but not least to zajęcia asynchroniczne czyli uczenie się online – tych przewidziano 100 godzin na cztery tysiące, czyli 2.5% albo inaczej dziesięć godzin na semestr… Moja diagnoza problemów edukacyjnych jest prosta – studenci nie potrafią się uczyć. Kuracja jest równie prosta – pomóżmy studentom uczyć się! Jak – dostarczając odpowiednich materiałów do uczenia się!

Nie byłbym sobą gdybym nie skończył sarkazmem i lekkim szyderstwem. Prawdziwe rewolucje wymagają „krwi”. Cóż, oddałem „krew” a bardziej precyzyjnie to mi ją odessano… Jednym z kluczowych osiągnięć reformy jest likwidacja wykładu z Podstaw Informatyki, co przynosi kolosalne oszczędności 15 godzin na cztery tysiące czyli 0.375%! Gratulacje! Na Berkeley Computer Science dla Civil Engineering to trzy godziny wykładu i dwie ćwiczeń. Ale my wszystko wiemy lepiej, wręcz najlepiej, my mamy najlepsze standardy nauczania. My czyli Mazowiecki Instytut Technologiczny, w skrócie MIT, najlepsza uczelnia techniczna środkowego Mazowsza…